Na początek…

Witam wszystkich gości mojego bloga.

Pewnie zastanawialiście się – albo przynajmniej tak mi się wydaje – czemu założyłem tego bloga i o czym o tak właściwie będzie. Odpowiedź jest prosta: o wszystkim, o czym zechcę napisać. Dlaczego więc otwieram ten cyrk? Otóż swego czasu mój przyjaciel podsunął mi pomysł, bym zaczął prowadzić takową stronkę, gdy rozmawiałem z nim o tym, co powinienem napisać – będąc twórcą „amatorskich” opowiadań i „amatorskich” wierszy – Jako następne. Pomysł wydawał mi się idealny. Mógłbym wyżywać się na malutkiej witrynce do woli, a nawet dostać dodatkowo jakiś stałych widzów, o ile szczęście by mi sprzyjało. Nie miałem jednak pomysłu, o czym miałoby to być, a pisać to ja uwielbiam. Dlatego też przedstawię się Wam krótko, byście mogli przewidzieć tematy moich artykułów, wpisów.

Jestem Feather, Tak mi zwykli mówić, tak zwykłem się przedstawiać, by uniknąć ekshibicjonizmu danych osobowych. Libertarianin, fan muzyki metalowej, gier komputerowych, Poszukiwacz Internetowych Dziwactw i Fenomenów, pisarz-amator.

Pisarz-amator… dużo napisałem do szuflady (co znalazło się w otchłani systemowego kosza), dużo w… kucykowym fandomie. Tak… jestem bronym, ale nie identyfikuję się z polskim fandomem.

Czasem lubię obejrzeć dobrą chińską bajkę, przeczytać dobrą książkę, czasem obejrzeć dobry film i „dobre” to pojęcie względne.

Wierzę w Boga chrześcijańskiego, ale nie wierzę w kościoły i w to, by Biblia, napisane kilka tysięcy lat temu, była nieomylnym źródłem wszelkiej mądrości (bo przypuszczam, jakoby w tych czasach napisano by ją inaczej, chodzi tu o mentalność ludzi).

Uczę się gry na gitarze. Idzie do przodu.

Mam świetnych przyjaciół i przecudną dziewczynę

Amen.

Cóż… dziękuję za poświęcenie mi chwilki czasu, następne wpisy będą pojawiać się wtedy, gdy Wena zapuka mi do okna i zawoła „wpuść mnie, bo Inspiracja coś chce Ci przekazać!”.

Przemyślenia impertynenckiego dziada Feathera…